Zostań naszym Fanem!
ZALOGUJ SIĘ: 
vs
Jutro o 15:00
Polecamy
Jaki tu spokój...
 29.07.2016 13:35
300 dni. Tyle wybije wkrótce na liczniku dni bez ligowych zawodów w Gnieźnie. Niejedna miłość nie przetrwałaby takiej rozłąki, kibice żużlowi są jednak w stanie znieść wiele.

Przejeżdżam obok stadionu żużlowego w Gnieźnie, noszącego imię niezbyt związanego z żużlem patrona-pilota balonowego, oficera Wojska Polskiego w randze podpułkownika, Franciszka Hynka. Jadę i słyszę...niestety, nie słyszę nic. Zupełnie niecharakterystyczna o tej porze roku cisza. Na usta ciśnie mi się znana kibicowska piosenka:

 

 

"Jaki tu spokój, na na na na,

Nic się nie dzieje, na na na na,

Nikt się nie bawi, na na na na,

Wszyscy się nudzą, na na na na..."

 

Wiele ten stadion pamięta, oj wiele. Nie mówiąc już o zabytkowej trybunie głównej, wybudowanej w 1929 roku. Liczy ona sobie więcej lat niż sport żużlowy w Gnieźnie i w Polsce-została wybudowana z myślą o publiczności zawodów konnych. Gdyby ta trybuna potrafiła mówić, na pewno przekazałaby wiele interesujących historii.

 

Choć na przestrzeni lat, także tych trzynastu wliczających się w mój dotychczasowy kibicowski staż, klub przeżywał rozmaite dzieje, nie przypuszczałabym, że nadejdą zupełnie "ciche dni" bez motocyklowego warkotu. Pierwsza liga, druga, znów pierwsza, ekstraliga...Bywało lepiej, bywało gorzej, ale tak źle-jeszcze nie. Mimo funduszy skromniejszych niż te ekstraligowe czy też klubów mieszczących się w większych miastach Gniezno jawiło się jako ośrodek, w którym sport żużlowy zawsze sobie jakoś poradzi. Nie podzieli losu Gdańska, Częstochowy, Rawicza czy Piły, którym także zdarzały się roczne lub dłuższe "ciche dni".

 

Najbardziej pamiętne momenty tych "moich" trzynastu lat?...Nie sposób o nich nie wspomnieć w tym miejscu.

 

31 sierpnia 2003. Pierwsza w pełni świadoma wyprawa na zawody. Poprzednich, jako dziecko, nie liczę. Nie pamiętam z nich bowiem niczego. Z tej za to pamiętam wszystko. To było spotkanie pomiędzy Startem Gniezno       a Kolejarzem Rawicz, słynnymi "Niedźwiadkami". Pierwszy raz słyszę nazwiska Linette, Gomólski, Jabłońscy (to "nasi") czy Dym i Świderski (przeciwnicy z Rawicza). Wtedy nie zdaję sobie jeszcze sprawy z tego, że "zaprzyjaźnię" się z nimi na długie lata.

 

Tamto spotkanie Start Gniezno wygrał różnicą aż dwudziestu punktów, w stosunku 55:35. Dobry wynik jak na moje pierwsze zawody. Do dziś przechowuję program z tamtych zawodów, zapisany ręką jeszcze nie moją, a mojego ojca. Pragnę jednak w tym miejscu zdementować jedną kwestię-to nie za jego namową znalazłam się po raz pierwszy na zawodach żużlowych. To ja byłam inicjatorką tego wydarzenia, on zgodził się jedynie mi towarzyszyć.

 

Kurz i hałas, przed którymi mnie ostrzegano, okazały się nie być wcale takie straszne. Nie na tyle straszne, by nie wrócić na W25, jak potocznie mawia się na "świątynię" gnieźnieńskiego żużla. Wróciłam jeszcze raz, i kolejny,          i następny...To, co mówi się powszechnie-że gdy już raz zajrzy się na żużlowy owal, trudno to miejsce opuścić-jest stuprocentową prawdą.

 

10 lutego 2012. Przedsezonowa gala gnieźnieńskiego żużla, na której mają się zaprezentować zawodnicy reprezentujący czarno-czerwone barwy w najbliższych miesiącach. Miejsce wyjątkowe-nie wynajęta sala, nie szkoła, jak bywało w poprzednich latach, a stadion. To nic, że panuje kilkunastostopniowy mróz i jest godzina 19.00, a wokół egipskie ciemności-w końcu mrok dawno już zapadł. Kibice tłumnie zjawiają się na stadionie, by powitać swoich ulubieńców. Nieważne, że zamarzają dłonie, a głos więźnie w gardle. Najważniejsze, że oni tam będą. To się chyba nazywa miłość. To miłość kazała mnie i wielu innym wykrzykiwać, że Start Gniezno nigdy nie zginie i trwać będzie na wieki.

 

Jesień 2012. Start Gniezno, nie licząc jednego przedsezonowego przegranego sparingu, kroczy od zwycięstwa do zwycięstwa. W kibicach odżywają tłumione od dawna nadzieje: może teraz, wreszcie, po trzynastu latach na niższych ligowych szczeblach, drużyna znów znajdzie się w ekstraligowym gronie? Już dawno, nie licząc ubiegłego, 2011 roku, szczęście nie było tak blisko...

 

Marzenia się jednak spełniają. To, co wydawało się tylko pięknym snem, staje się prawdą. W niebo strzelają fajerwerki i korki szampanów, a noc fety z tej okazji centrum miasta zapamięta na długo. To, jak pięknie zapowiadająca się przygoda się zakończyła, to już kwestia na inną opowieść.

 

Pozostaje mieć nadzieję, że tegoroczne trudności to tylko epizod, i że od przyszłego, 2017 roku, znów będziemy mogli cieszyć się w Pierwszej Stolicy Polski z jazdy naszych ulubieńców. Pierwsze kroki zostały już poczynione,     a co będzie dalej? Czas pokaże. Nam pozostaje co najwyżej uzbroić się w cierpliwość, choć to akurat każdy żużlowy kibic ma chyba wytrenowane do perfekcji.

Ada Franek (za: inf. własna)
Czy na pewno chcesz usunąć ten komentarz?
TAK NIE
Komentarze (2)
8 lat temu
Konto usunięte
Czytam tytuł na głównej "Jaki tu spokój..." i pierwsze skojarzenie:
ŻUŻELEND hehehehe

Nie ma kłótni, wyzwisk, chamstwa i tylko szkoda, że większość "tam" nie potrafi się zmienić, a niektórzy nawet tego zła nie dostrzegają :}}}}}}}}}}}}}}

Ad rem, szkoda Gniezna, szkoda każdego klubu żużlowego w Polsce, ale jak się ma takich, a nie innych włodarzy, to trudno się dziwić, że jest jak jest.
Oby udało się wrócić za jakiś czas :)))
  Lubię
  Nie lubię
+1
8 lat temu
Konto usunięte
Byłem na meczu wieńczącym Wasz sukces i awans.
Z tego co wiem, to Motor odpuścił to spotkanie, bo już było u nas cienko z kasą i praktycznie to "wpuścił Was w maliny"
Ale to nieważne co było.
Ważne jest to, że była super atmosfera, rozmowy, wspólne piwo itd.
Z przyjemnością wspominamy z kolegami wypad do Gniezna.
Tak trzymać!
Pozdrawiam wszystkich fanów żużla w Gnieźnie :)
  Lubię
  Nie lubię
+1
© 2002-2024 Zuzelend.com