Zostań naszym Fanem!
ZALOGUJ SIĘ: 
LIVE
Ipswich Witches
vs
Birmingham Brummies
Dzisiaj o 20:30
LIVE
Kings Lynn Stars
vs
Sheffield Tigers
Dzisiaj o 20:30
Czy na pewno chcesz usunąć ten blog?
TAK NIE
Ty vs Speedway...
 21.01.2016 14:56
... czyli - decydujące starcie...
Minęło wiele lat, a może stało się to nie tak dawno, kiedy podjęliście ostateczną decyzję, wybierając speedway za pierwszoplanowy sport w Waszym życiu? Inne też są ważne, przez Was lubiane, innym też kibicujecie, ale... nie tak, jak speedway'owi, który wzbudza w Nas niepowtarzalne emocje.
Pamiętacie tę chwilę? Podzielcie się swoimi wspomnieniami; nie trzymajcie ich w sobie; niech świat się dowie, co czują kibice czarnego sportu.:)
Niedzielny poranek zlany lipcowym słońcem nie różnił się niczym od ubiegłych dni tygodnia. Miałam sześć lat. Mama krzątała się przy obiedzie, a tato czytał gazetę. Mnie zaś nosiło po wszystkich kątach, trochę z nudów, ale przede wszystkim z braku grama cierpliwości. Zerknęłam na kalendarz, gdzie zaznaczono pierwszy września. To będzie wielki dzień, bo tego dnia idę do szkoły! A tu przede mną jeszcze tyle długich, beznadziejnie nudnych dni oczekiwania...
W tamtym okresie mieszkaliśmy w Nowej Soli przy porcie rzecznym, w którym zawsze coś się działo. Powiedziałam tacie, że idę na chwilę nad Odrę; coś mi odburknął i już mnie nie było. Niestety, tego dnia, nawet tam zalegała cisza. Wróciłam do domu.
Ku mojemu zdziwieniu, ktoś zapukał do drzwi; przyjechali państwo Borsukowie z Zielonej Góry. No nareszcie - pomyślałam - w końcu coś będzie się działo, albo lepiej, niech rodzice czymś się zajmą, a ja zaszyję się na poddaszu z moim nowym tornistrem, kredkami, piórnikiem i elementarzem, którego obrazki znałam na pamięć.
Tuż po obiedzie, który dłużył się niemiłosiernie, tato powiedział - ubieraj się, jedziemy na żużel. Moje oczka zrobiły się niebezpiecznie duże, w których migały, niczym neony, potężne znaki zapytania. A cóż to jest ten żużel?
Pani Borsukowa oglądała jakiś katalog, bez przerwy coś opowiadając, jakby jej wywodami faktycznie ktoś był zainteresowany. Mama zaplatała mój warkocz, na który przeważnie siadałam i który dawał mi więcej utrapienia niż ładnego wyglądu. Kiedy na mojej głowie usadowiła się duża kokarda, odwróciłam się do mamy i zapytałam - co to jest żużel, to jakieś lody? Mama uśmiechnęła się i odpowiedziała - później zobaczysz.
Jechałam nowiutkim, kremowym Trabantem, dumna, że jadę na żużel. Jednak..., z biegiem pokonywanych kilometrów i mijanych lodziarni, moja minka stawała się coraz bardziej pochmurna, a w oczkach zaczęły pojawiać się łzy i rozczarowanie.
W końcu przyjechaliśmy na miejsce. Pan Borsuk zaparkował samochód pośród wielu innych aut i weszliśmy na dziwaczny stadion. Totalnie zbaraniałam, nie wiedząc, co mam o tym sądzić. To nie był normalny stadion do piłki nożnej, zresztą, tato nie był maniakiem kopanej; od czasu do czasu, mógł zobaczyć jakiś mecz, ale żeby jechać na niego i marnować tyle czasu? To nie było w jego stylu.
Usiedliśmy na pierwszym wirażu po lewej stronie od wielkiej bramy wjazdowej; dokładnie w tym miejscu, gdzie dzisiaj siada mój brat wraz ze swoimi przyjaciółmi. Klapnęłam na drewnianą ławeczkę złożoną z czterech niebieskich deseczek umocowanych do kamiennych płyt. Rozejrzałam się wokół i chciałam zawyć z bólu - co ja tutaj robię?! Wokół mnie roztaczał się tłum samych dziwnych facetów z ołówkami w dłoniach i wydrukowanymi kartkami, na których coś pisali. Wszyscy o czymś dyskutowali, machali rękoma, niektórzy się kłócili, a ja niczego nie rozumiałam; jakby nagle każdy z nich rozmawiał w jakimś innym języku, którego jeszcze nie znałam. W pewnym momencie zorientowałam się, że cały stadion od połowy w dół jest wolny, a ludzie w idiotyczny sposób tłoczą się na samej górze - dlaczego? Wpadłam na genialny pomysł, doszczętnie przeświadczona oryginalnością swojego zamiaru i zeszłam na sam dół, wygodnie opierając się o barierkę na drugim łuku. Tak - pomyślałam - to miejsce dla mnie, stąd będę wszystko widziała i nikt mi nie będzie przeszkadzał. Moja radość nie trwała długo, taty duża, silna dłoń chwyciła mnie za grzbiet i znów siedziałam w tym samym, zatłoczonym miejscu, co przedtem. Odczekałam w spokoju zaledwie kilka minut, tato znów wdał się w dyskusję z p.Borsukiem i innymi mężczyznami, a ja ponownie znalazłam się na dole, przy wcześniej upatrzonej barierce. Tym razem uścisk taty był silniejszy i sugerował, że jeżeli jeszcze raz tu zejdę, będą baty - a to już nie było fajne...
Znużona, zniechęcona, bliska płaczu i rozpaczy, nagle poderwałam się na równe nogi i wskoczyłam z butami na ławeczkę. I... usłyszałam ten dźwięk! Melodię mego serca, mojej duszy, mojego życia! Gdzieś w górę uniósł się ten niepowtarzalny, jedyny w swoim rodzaju zapaszek - tlen dla moich młodziutkich płuc! Dreszcze owładnęły moim ciałem; włosy stanęły dęba; ciarki raz po raz przechodziły od czubka głowy po pięty. Kopara opadła, język wypełznął na wierzch, ślina zaczęła kapać po brodzie, a ja z maślanym wzrokiem zaczęłam podziwiać facetów w kaskach, na moich kochanych motorach, którzy w szaleńczym tempie pędzą w lewo. Nie istotne, kto i z kim jeździł; nie ważne, kto wygrał, a kto przegrał. Oni tam byli; jeździli dla mnie; ja ich widziałam, podziwiałam i kochałam ich wszystkich...
Tego wieczoru nikt nie musiał mnie gonić do łóżka. Położyłam się szybciutko, zamknęłam oczy i znów byłam na tym dziwacznym zielonogórskim stadionie. Zamknięte oczy, roześmiana buzia, przepiękny sen - ten mecz wciąż trwał..., dla mnie...
Ten dzień zaliczyłam do nielicznych, najpiękniejszych dni mojego życia, w którym dostałam takiego świra, że trzyma mnie do dzisiaj...

Ostatnio edytowany: 21.01.2016 15:42
Czy na pewno chcesz usunąć ten komentarz?
TAK NIE
Komentarze (97)
9 lat temu
Przeczytałem z uniesieniem a chwilami z łezką w oku. Dziękuję za tą wycieczkę do wspomnień. Z wielką przyjemnością czyta się taką lekkość pióra. Swoją wycieczkę do wspomnień opisałem w wcześniejszym blogu ?Urok żużla kiedy to się zaczęło? ? także nie będę powielał swoich wspomnień zawartych w wypowiedzi.
(...)
Coraz częściej czuję się przy nich jak osoba która posiada pewien dość duży zasób wiedzy,oraz chęci jej przekazania , nie potrawie ubrać tego w odpowiednią formę nie myślę o wybitnej ale o poprawnej.
- To MY swoimi decyzjami gruntujemy jutro dyscypliny sportowej dla naszych dzieci wnuków których dzisiaj prowadzimy na mecze ukochanych Naszych klubów.
(?)
Szkoda wielka szkoda ,że technik-alia w tamtych czasach nie miały zasobu wiedzy jak zamknąć ten zapach w flakonie lub formie dezodorantu. Zapewne nie podrażniałby nosa oczu jak obecne kosmetyczne zapachy. Obecny zapach na zawodach żużlowych to nieporozumienie to nie to nie mieści się w żadnej skali porównawczej jaki zapamiętałem.
  Lubię
  Nie lubię
9 lat temu
Konto usunięte
W odpowiedzi na komentarz:
Lubię czarny humor, może dlatego ;) Powiem więcej to czysta rozkosz ;))
Zgadzam się, czarny sport, czysta rozkosz.:)
  Lubię
  Nie lubię
+1
9 lat temu
W odpowiedzi na komentarz:
Konto usunięte
Wszystko fajnie, ale dlaczego pd razu skazani na czarny sport? Przecież to sama przyjemność.:)
Lubię czarny humor, może dlatego ;) Powiem więcej to czysta rozkosz ;))
  Lubię
  Nie lubię
+1
9 lat temu
Konto usunięte
W odpowiedzi na komentarz:
Ada, pieknie to opisalas... czytalem z przyjemnoscia ;) ja niestety nie pamietam takich szczegolow (albo nie potrafie opisac!) z moich pierwszych przygod na zuzlowym stadionie... mialem ok 6-7 lat (czyli rok 87-88), gdy trafilem na ul. Sportowa po raz pierwszy... zabral mnie tam moj kuzyn (starszy o jakies 25 lat!), ktory byl i jest wielkim fanem zuzla (na TorByd/hokej tez mnie zabieral)... jako malolat wchodzilem na program zawodow. po roku (moze dwoch), przekroczylem juz wiek uprawniajacy na wejscie programowe, ale oczywiscie po "instruktazu" zawsze twierdzilem, ze mam siedem lat i bez wielkiego sprzeciwu ochroniarzy wchodzilem trzymajac w rekach program zawodow ;) jedyna sprawa, ktora wyrozniala mnie na tle siedmiolatkow byl "lepszy" zegarek, ktory skrzetnie chowalem do kieszeni przy przechodzeniu przez brame... ;)) ehh, to byly czasy ;))
Dzięki Grzesiu, a już myślałam, że zrezygnowałeś z naszej paczki.:) Oj tam, oj tam, na pewno wszystko pamiętasz, tylko masz inny styl mówienia, opowiadania o tym - takich momentów nigdy się nie zapomina.:)
  Lubię
  Nie lubię
+2
9 lat temu
Konto usunięte
W odpowiedzi na komentarz:
U mnie miłość do speedway'a przechodzi z pokolenia na pokolenie ba niektórzy nawet coś tam próbowali jeżdzić ale cichosza ;) Jesteśmy "skazani" na czarny sport :)) Pozdrawiam :)
Wszystko fajnie, ale dlaczego pd razu skazani na czarny sport? Przecież to sama przyjemność.:)
  Lubię
  Nie lubię
9 lat temu
Ada, pieknie to opisalas... czytalem z przyjemnoscia ;) ja niestety nie pamietam takich szczegolow (albo nie potrafie opisac!) z moich pierwszych przygod na zuzlowym stadionie... mialem ok 6-7 lat (czyli rok 87-88), gdy trafilem na ul. Sportowa po raz pierwszy... zabral mnie tam moj kuzyn (starszy o jakies 25 lat!), ktory byl i jest wielkim fanem zuzla (na TorByd/hokej tez mnie zabieral)... jako malolat wchodzilem na program zawodow. po roku (moze dwoch), przekroczylem juz wiek uprawniajacy na wejscie programowe, ale oczywiscie po "instruktazu" zawsze twierdzilem, ze mam siedem lat i bez wielkiego sprzeciwu ochroniarzy wchodzilem trzymajac w rekach program zawodow ;) jedyna sprawa, ktora wyrozniala mnie na tle siedmiolatkow byl "lepszy" zegarek, ktory skrzetnie chowalem do kieszeni przy przechodzeniu przez brame... ;)) ehh, to byly czasy ;))
  Lubię
  Nie lubię
+1
9 lat temu
W odpowiedzi na komentarz:
Konto usunięte
A gdyby tego dnia Twoja drużyna przegrała i nie byłoby tego szaleństwa, ta miłość do speedwaya wyrosłaby, czy też umarłaby śmiercią naturalną?
U mnie miłość do speedway'a przechodzi z pokolenia na pokolenie ba niektórzy nawet coś tam próbowali jeżdzić ale cichosza ;) Jesteśmy "skazani" na czarny sport :)) Pozdrawiam :)
  Lubię
  Nie lubię
+1
9 lat temu
Konto usunięte
W odpowiedzi na komentarz:
Pierwsze zawody które pamiętam to 1974 rok i decydujący mecz o tytule Mistrza Polski z Falubazem... Pamiętam morze ludzi ( było coś koło 30 tysięcy) i wielki cylinder na głowie Jarmuły na prezentacji :) Po meczu szaleństwo od tego się zaczęło i trwa do dzisiaj :)
A gdyby tego dnia Twoja drużyna przegrała i nie byłoby tego szaleństwa, ta miłość do speedwaya wyrosłaby, czy też umarłaby śmiercią naturalną?
  Lubię
  Nie lubię
9 lat temu
Konto usunięte
W odpowiedzi na komentarz:
Mój pierwszy kontakt z żużlem był na żywo w wieku niespełna 13 lat. Wcześniej nie miałem z nim do czynienia nawet w TV gdyż nikt w rodzinie nie kibicował szlace. To był półfinał Mistrzostw Świata Par 6 czerwca 1987 roku.
http://rlach.republika.pl/inne/ms/pps_1987.htm
Na stadion dostałem się w tajemnicy przed rodzicami dzięki sąsiadowi, który zobaczył mnie pod stadionem i zaprosił do milicyjnej Nysy(albo Żuka albo innego ustrojstwa - nie pamiętam). W tych zawodach rywalizowały jednocześnie 3 pary więc było 6 rajderów na torze :D Nie za bardzo wiedziałem o co chodzi ale nasi pod wodzą Żabiałowicza awansowali do finału więc było super :) No, może poza tym że jak wróciłem do domu to dostałem szlaban na 2 tygodnie :D Tak zaczęła się moja przygoda z czarnym sportem. Szkoda że ta impreza nie była transmitowana albo nikt nie wrzucił jej na UT, chętnie bym do tego wrócił.
W tamtych czasach Milicja Obywatelska jeździła "Nyskami"; ale ten szlaban nie bolał po takim przeżyciu duchowym, co?:) Jakby nie patrzeć, było warto.:)
  Lubię
  Nie lubię
+1
9 lat temu
Konto usunięte
W odpowiedzi na komentarz:
Mój pierwszy raz na szlace na Olsztyńskiej miał miejsce w 1966 roku w... brzuchu mamy, niestety za wiele nie widziałem ;)) Pzdr. z miasta Świętej Wieży :)
W tym czasie pewnie za wiele nie widziałeś, ale za to czułeś emocje mamy.:)))
  Lubię
  Nie lubię
© 2002-2024 Zuzelend.com