Zostań naszym Fanem!
ZALOGUJ SIĘ: 
Polecamy
Żużel - pasja na całe życie
 30.03.2013 0:56
Mimo, że pierwsza kolejka Enea Ekstraligi została przełożona z powodu niesprzyjającej aury, nie zmienia to faktu, że początek ligowego sezonu jest już za pasem. Spragnieni żużla kibice nie mogą się doczekać, kiedy po zimowej przerwie ponownie usłyszą warkot silników. Wielu z nich to ?stadionowe wygi?, uczęszczające na speedway nawet od kilkunastu lat. Inni po raz pierwszy pojawią się na trybunach. Jedno jest pewne ? żużlowego ?bakcyla? łatwo załapać, niezależnie od wieku i płci.

 

Pamiętam doskonale swoje pierwsze bezpośrednie zetknięcie z żużlem. Wspominałem o tym zresztą w jednym z wcześniejszych felietonów. Rok 2004, sierpień, spotkanie tarnowskich Jaskółek z częstochowskimi Lwami. Pech chciał, że akurat tego samego dnia, mniej więcej w tych samych godzinach kolejny amerykański Dream Team mierzył się z Hiszpanią w ćwierćfinale koszykarskiego turnieju na olimpiadzie w Atenach. Co prawda do Europy nie przyjechały gwiazdy  pokoju Bryanta, O’Neala, McGrady’ego, Garnetta, Allena czy Kidda, jednak pomimo tego wciąż było dla kogo poświęcać dwie godziny przed telewizorem. Dla mnie – chłopaka zafascynowanego koszykówką zza Oceanu - możliwość zobaczenia w akcji Iversona, Duncana czy wschodzących wówczas gwiazd Wade’a, Anthony’ego czy Jamesa była czymś niezwykłym. Wybór sprawił mi więc sporo kłopotu. Padło na speedway z racji tego, że bardzo chciałem przekonać się, jak to jest obejrzeć jakikolwiek sport na żywo – nie na ekranie telewizora, a z wysokości trybun.
 
Z perspektywy czasu sam mecz nie okazał się porywającym widowiskiem, ale dla takiego dzieciaka obserwowanie czterech facetów jadących po owalu w niewielkiej odległości od siebie przyprawiało o szybsze bicie serca i powodowało niebywałe emocje. W pamięci zapadł mi żyjący cały czas meczem tłum ludzi dookoła mnie, zdzierający gardła, trzymający kciuki przed biegami za tarnowian oraz oklaskujący każdy występ swoich zawodników. Zaskoczyła mnie również różnorodność publiczności. Nie byli to wyłącznie mężczyźni w przedziale wiekowym 20-30 lat, ale też dzieciaki w moim wieku, mężczyźni po czterdziestce, a także sporo starsi, nawet i kobiety – tak młode, jak i w kwiecie wieku. Do tego czasu żyłem w przeświadczeniu, że na tak typowo męski sport panie nie chodzą – myliłem się. A skrupulatnie wypełniany program zawodów trzymam do tej pory i traktuję niczym relikwię.
 
Po powrocie do domu w ogóle nie myślałem o wyniku z Aten, bo moją głowę zaprzątało co innego: kiedy kolejny raz dane mi będzie ponownie wybrać się na żużel? Skłamałbym mówiąc, że do tego momentu speedway był mi obcy, bo nie był, jednak nie traktowałem go na równi z piłką nożną czy koszykówką. Można powiedzieć, iż po tym jednym spotkaniu czarny sport „awansował w mojej hierarchii” na ten sam poziom. Poświęcałem mu znacznie więcej czasu: słuchałem transmisji radiowych, nabywałem „Tygodnik Żużlowy” i kwartalniki „Świat Żużla”, nagrywałem północne retransmisje cyklu Grand Prix na kasety VHS, by tylko zobaczyć występy Tomasza Golloba… Niejako żużel stał się moim trzecim „sportowym narkotykiem”, bez którego nie mogłem żyć.
 
Do czego zmierzam? Właśnie do tego, o czym mówi zdanie powyżej. Żużel silnie uzależnia – i wydaje mi się, że nie jestem w tej opinii odosobniony. Oczywiście nie mam na myśli życia tym sportem 24 godziny na dobę (choć i to jest możliwe), lecz kto raz się wybierze na żużel, z pewnością odczuje potrzebę, by ponownie wrócić na stadion. Niesamowite, a zarazem prawdziwe. 
 
Jak wytłumaczyć ten fenomen? Trudno znaleźć jednoznaczną odpowiedź. O speedwayu, podobnie jak o siatkówce, krąży pogląd, że to tzw. rodzinny sport. Obraz ten ulega lekkiemu zamazaniu, aczkolwiek stwierdzenie to jest w dalszym ciągu aktualne. Nie da się ukryć, że ryk silnika (obecnie mocno ograniczony za sprawą tłumików) to coś, co mówiąc kolokwialnie „kręci” facetów. Podobnie z wszelaką formą rywalizacji. Żużel łączy jedno z drugim. Z całym przekonaniem nie są to jednak główne powody uzależnienia od „jazdy w lewo”. Nie da się w sposób klarowny zdefiniować tego zjawiska. To trzeba poczuć na własnej skórze. Widząc kibiców na trybunach z pasją emocjonujących się każdym kolejnym biegiem, zdzierających gardło przez cały mecz, zaabsorbowanych bez reszty torowymi wydarzeniami, z czasem samemu łatwej przerodzić się w podobnego pasjonata. Jakże często wystarczy jedynie udać się na spotkanie, poczuć i zaobserwować panującą tam atmosferę, by pokochać speedway, stać się stałym gościem na stadionie. Spotkało to mnie, spotkało i tysiące innych osób z przeróżnych zakątków Polski. Nie sposób się z tego wydostać. Ale też nikt nie chce. Bo miłość do żużla nie jest toksyczna. Za to z pewnością jest odwzajemniona i bez pamięci. W najbliższym czasie zabiorę na mecz kolegę, który na speedwayu jeszcze nie był. Przekona się o tym na własnej skórze. Tak jak i kolejne grono osób, które w tym sezonie po raz pierwszy zagoszczą na trybunach stadionów w całym kraju.
Podobał Ci się ten artykuł?
Daj plusa autorowi, by zwiększyć jego szanse na nagrodę!
Aktualna ocena: 0
Mateusz Opioła (za: inf. własna)
Czy na pewno chcesz usunąć ten komentarz?
TAK NIE
Komentarze (0)
Nie ma komentarzy związanych z tym artykułem. Twoja opinia może być pierwsza.
© 2002-2024 Zuzelend.com