Zostań naszym Fanem!
ZALOGUJ SIĘ: 
vs
Dzisiaj o 18:00
Polecamy
Gdzie dwóch się bije...
 05.04.2014 11:13
...tam Smoliński korzysta. Te słowa cisną się na usta po pierwszym w tym sezonie turnieju Grand Prix w Nowej Zelandii. Z jednej strony bohater, z drugiej jednak ten, który niebezpiecznym atakiem doprowadził do groźnego upadku Darcy'ego Warda. Nie zmienia to jednak faktu, że to Smoliński wygrywa pierwsze zawody cyklu i sprawia wielką niespodziankę w środowisku żużlowym.

Niemiecka solidność – chciałoby się powiedzieć. Gdyby nie incydent z upadkiem Darcy'ego Warda, to wypowiedziałbym te słowa bez żadnego wahania. Smoliński jechał swoje, konsekwentnie przy kredzie, zwłaszcza w pierwszej fazie zawodów. Doskonale zdawał sobie sprawę, że długa w tamtej części turnieju „nie chodzi”. Jak pokazał jednak finał, startując spod bandy także można wygrać, a gdzie dwóch się bije, tam zazwyczaj trzeci korzysta. No właśnie... Krzysztof Kasprzak i Nicki Pedersen. Ten pierwszy przegrał zawody na własne życzenie po popełnionym błędzie. Ten drugi, nie do końca zdołał to wykorzystać, choć do samego końca walczył zaciekle z Polakiem. Skorzystał trzeci, Niemiec, który przynajmniej do Grand Prix w Bydgoszczy będzie w czołówce klasyfikacji cyklu.

Pechowo ten dzień zakończył się dla jednego z kandydatów do złota w tym sezonie (przynajmniej w mniemaniu bukmacherów) – Darcy'ego Warda. To właśnie zwycięzca nowozelandzkiego GP wyeliminował „Kangura” z dalszej jazdy. W momencie pisania tego tekstu nie są jeszcze znane diagnozy(wstępnie wstrząśnienie mózgu), co dokładnie stało się Australijczykowi, jednak upadek wyglądał bardzo nieprzyjemnie. Oby nic poważnego się nie stało, bo szkoda byłoby stracić kolejną ważną postać Grand Prix już na początku nowego sezonu.

O dobrej jeździe Kasprzaka już nieco wspomniałem i powtórzę to jeszcze raz, że finał przegrał na własne życzenie. Krzysiek był w Nowej Zelandii bardzo szybki i jak na lekko schorowanego i jeżdżącego na antybiotyku, poradził sobie świetnie. Pewnie trzecie miejsce przed zawodami brałby w ciemno. Drugi z naszych reprezentantów nieco poniżej oczekiwań, ale wyraźnie Hampelowi w tych zawodach nie szło. Wygrał zaledwie jeden wyścig i to w lekko słabawym towarzystwie (chociaż startował tam przecież Smoliński). Osiem punktów na inaugurację, to jednak nie jest zły wynik i miejmy nadzieję, że tendencja będzie rosnąca w kolejnych turniejach.

Słów kilka jeszcze o niespodziankach i tych którzy zawiedli. Do tej pierwszej grupy, poza oczywiście zwycięzcą turnieju, zaliczyłbym Fredrika Lindgrena, który papiery na dobrego żużlowca ma nie od dziś, jednak w Auckland pokazał kawałek zaciętej i widowiskowej jazdy. Co prawda zabrakło trochę w finale, jednak moim zdaniem Szwed zasługuje na brawa. Do grona tych, którzy zawiedli, należy zaliczyć aktualnego mistrza świata, „Tajskiego” Woffindena, który zaprezentował się bardzo przeciętnie. Być może wciąż odczuwa skutku upadku w lidze angielskiej, a być może pojawił się u niego niebezpieczny syndrom drugiego sezonu po zdobytym mistrzostwie. Trudno jednak oceniać po jednych zawodach. Słaby początek zanotował też Hancock, choć dwa ostatnie biegi pokazały, że w kolejnych rundach Amerykanin, mimo wszystko powinien się liczyć. . Gdzieś jakby przysnął na początku tego turnieju. Nie skreślajmy za wcześnie doświadczonego Grega. Spory zawód sprawił też Iversen, który typowany jest przecież do podium całego cyklu, a tutaj tymczasem zaledwie sześć „oczek”.

Trudno o niespodziance czy nieoczekiwanym wyniku mówić natomiast w przypadku Troy'a Barchelora czy Chrisa Harrisa. Australijczyk do pięt nie dorasta bowiem Sajfutdiwonowi, którego zastępuje w cyklu, a Anglik od dawna jest uważany za bardzo przeciętnego żużlowca, a jego udział w GP to tylko i wyłącznie przychylność władz. Jak dla mnie i pewnie dla wielu kibiców, kompletne nieporozumienie. Od reprezentanta Wielkiej Brytanii lepszy okazał się nawet Bunyan, który startował z przechodnią dziką kartą.


To tyle emocji na inaugurację w Grand Prix, która zakończyła się niespodziewaną wygraną Martina Smolińskiego. Oj będzie musiał Niemiec udowodnić na krótszych torach, że to nie był wypadek przy pracy. Nikt raczej nie oczekuje, że włączy się on w rywalizację o najwyższe laury w całym sezonie, jednak mnie osobiście cieszy fakt, że Niemiec jest waleczny i nie ciągnie ogonów, jak chociażby znacznie bardziej „rozjeżdżony” Harris. Oby tak dalej. Kolejne ściganie w Bydgoszczy, lecz teraz z niecierpliwością czekamy na początek zmagań w polskiej lidze. No właśnie... a może by tak Smolińskiego do Ekstraligi? Studźmy jednak gorące emocje.

Amadeusz Bielatowicz (za: własne)
Czy na pewno chcesz usunąć ten komentarz?
TAK NIE
Komentarze (0)
Nie ma komentarzy związanych z tym artykułem. Twoja opinia może być pierwsza.
© 2002-2024 Zuzelend.com