Zostań naszym Fanem!
ZALOGUJ SIĘ: 
Polecamy
Martin Vaculik: Chcę się trochę dzielić moimi treningami z fanami przez social media
 29.01.2019 22:05
Martin Vaculik ma nadzieję, że obecność oraz pomoc osobistego trenera na każdych zawodach FIM Speedway Grand Prix i PGE Ekstraligi nadchodzącego sezonu wyniesie go jeszcze na wyższy poziom.

Słowak od pewnego czasu współpracuje z uznanym w jego kraju Marosem Molnarem, który zajmuje się całą grupą profesjonalnych sportowców, w tym rosyjską tenisistką Darią Kasatkiną pochodzącą z Togliatti.

 

Maros to trener personalny rosyjskich tenisistów i też niektórych bardzo dobrych piłkarzy i hokeistów. Ma naprawdę mnóstwo doświadczenia we wszystkich rodzajach sportów. Jestem bardzo zadowolony z naszych kontaktów i czuję się mocny. Wszystko idzie perfekcyjnie i lubię z nim pracować. Mój trener lub inni trenerzy z jego grupy będą na każdej Grand Prix i to będzie nowość na ten rok. Zanim robiłem rozgrzewkę sam, to miałem jej plan od trenera. Ale od 2019 to trener będzie przy mnie przez cały czas i w Polsce też.  Trenuję sześć razy w tygodniu. Naprawdę trenuję bardzo ciężko, ale wiem, że taki rodzaj treningu przechodzi każdy żużlowiec, nie tylko ja. To jest mniej lub bardziej konieczne w profesjonalnym sporcie, a więc na żużlu też. Chcę się trochę dzielić moimi treningami z fanami przez social media, bo wielu z nich pyta mnie, co robię. Chcę po prostu pokazać, co robię każdego dnia. Może będę mógł przez to choć trochę motywować też innych ludzi, nie tylko sportowców, ale też zwykłych ludzi, aby sami trochę poćwiczyli. Taka wydaje mi się właściwa droga aby mieć kontakt ze swoimi kibicami – powiedział Martin Vaculik.

Redakcja (za: speedwaygp.com)
Czy na pewno chcesz usunąć ten komentarz?
TAK NIE
Komentarze (22)
6 lat temu
Podział dotacji:
1. Krośnieński Klub Koszykówki Spółka Akcyjna - 300 000 zł
2. Klub Sportowy Karpaty Krosno - 160 000 zł
3. Wilki Krosno SA. - 120 000 zł
4. Krośnieńskie Stowarzyszenie Siatkówki Karpaty Krosno (I liga kobiet) - 107 000 zł
5. Krośnieńskie Stowarzyszenie Siatkówki Karpaty Krosno (II liga mężczyzn) - 56 000 zł
6. Krośnieńskie Stowarzyszenie Tenisa Stołowego - 39 400 zł
7. Osiedlowy Klub Sportowy "Markiewicza" Krosno - 15 000 zł
8. Uczniowski Klub Sportowy Guzikówka Krosno - 9 000 zł
9. Krośnieński Klub Biegacza Mosir Krosno - 4 000 zł
10. Klub Pływacki Masters - 3 000 zł
11. Międzyszkolny Uczniowski Klub Sportowy "Husaria" Krosno - 2 500 zł
12. Krośnieński Klub Szachowy "Urania" - 2 100 zł
13. Krośnieński Klub Kyokushin Karate - 2000 zł
14. Automobiklub Małopolski - 0 zł
15. Uczniowski Klub Sportowy "Piętnastka" - 0 zł
  Lubię
  Nie lubię
6 lat temu
Grigorij Łaguta powalczy o awans do cyklu SEC w sezonie 2019. Powracający po zawieszeniu Rosjanin zapowiedział udział w eliminacjach do zmagań wyłaniających mistrza Europy.
  Lubię
  Nie lubię
6 lat temu

Ireneusz Nawrocki wciąż próbuje wkręcić się do ligi, ale o swoich długach najwyraźniej nie chce pamiętać. Żużlowiec Tomasz Gapiński wygrał auto Toyota Aygo, w organizowanym przez prezesa Stali Rzeszów turnieju Speedway Diamond Cup. Panowie umówili się, że zawodnik dostanie równowartość samochodu, bo po konsultacji z żoną uznał, że woli kasę zamiast auta.
Nawrocki wypłacił mu na miejscu 5000 złotych. - Obiecał, że w ciągu dwóch tygodni dostanę resztę - mówi nam Gapiński. - Ten model, który był nagrodą, jest wart 37 tysięcy. Oczywiście dotąd tych pieniędzy nie dostałem. Tygodnie lecą. Początkowo pan Nawrocki odbierał telefon, mówił, że zaraz zapłaci, ale od pewnego czasu milczy. Kiedy wygrałem auto, to wszyscy pytali, czemu się nie cieszę. Odpowiedziałem, poczekajcie, jak dostanę równowartość samochodu, to wtedy będę się cieszył. Na razie nie mam powodu.
Gapiński ma już serdecznie dość dzwonienia do Nawrockiego i ciągłego odbijania się od ściany. - Idę do sądu, bo co innego mi pozostało - wyjaśnia i trudno nie przyznać mu racji. Swoją drogą, to jeszcze kilka miesięcy temu to Nawrocki straszył sądem wszystkich, którzy utrzymywali, iż jest nierzetelnym płatnikiem. Teraz właściciel Stali siedzi cicho. Inna sprawa, że wciąż zabiega o możliwość jazdy w Nice 1.LŻ. Ostatnio sondował w PZM, czy jest możliwość ponownego uruchomienia procesu licencyjnego dla Stali.
  Lubię
  Nie lubię
6 lat temu
W październiku 2018 roku ogłoszono przetarg na modernizację trybuny głównej. Najtańsza opcja jest wyceniona na 21,5 miliona złotych. Bydgoski Ratusz informuje, że pierwotnie zaplanowane pieniądze w budżecie miasta nie uwzględniały dodatkowych prac.
Poza trybuną ma powstać zaplecze socjalne, nowy parking i zaplecze dla zawodników. Miasto planowało przeznaczyć na przebudowę trybuny 7 milionów złotych. Możliwe, że Polonia Bydgoszcz otrzyma więcej pieniędzy. - Prezydent złożył wniosek o zwiększenie środków na inwestycję na kwotę 14,9 miliona złotych. Wynika to ze znacznego rozszerzenia zakresu prac - powiedziała Marta Stachowiak, rzeczniczka Urzędu Miasta Bydgoszczy.
Na całej inwestycji skorzystają kibice i sportowcy. Fani będą mogli wygodniej obserwować poczynania zawodników, ponieważ trybuny mają zostać przybliżone do toru i boiska. Stadion będzie też spełniał potrzeby zawodników. Na trybunie będzie dostępna nowa strefa gastronomiczna, poprawi się baza sportowa i powstaną nowe boksy dla zawodników.
Stadion ma spełniać wymogi Ekstraligi Żużlowej. Na przebudowanej części powstanie łącznie 2,5 tysiąca nowych miejsc. Zakończenie wszystkich prac na obiekcie przy ul. Sportowej zaplanowano na wiosnę 2020 roku, jeszcze przed startem nowego sezonu rozgrywek ligowych. Wcześniej zlecona została rozbiórka kolidujących obiektów. Te prace już się zakończyły. Kosztowały blisko 800 tysięcy złotych.
  Lubię
  Nie lubię
6 lat temu
Konto usunięte
a jak to było z Morawskim ?
  Lubię
  Nie lubię
6 lat temu
Aktualnie jest toczona walka, by nie ziścił się czarny scenariusz i rozbrat z żużlem w ligowym wydaniu nie trwał w Rzeszowie dłużej niż jeden sezon. Sprawy w swoje ręce wzięła sekcja żużlowa ZKS Stali Rzeszów pod dowództwem prezesa Bogdana Bardzika. - Czarny sport w tym mieście ma wrócić w 2020 roku. I nie bierzemy nawet innej ewentualności pod uwagę - zaznacza.
Bardzik zdaje sobie sprawę, że podjął się sporego wyzwania. Odbudowy jednego z najbardziej rozpoznawalnych ośrodków w kraju. - Już teraz robimy wszystko, żeby rzeszowski żużel ponownie zagościł na ligowej mapie Polski - dodaje z optymizmem.
Równolegle z działaniami Bardzika, batalię na swoich zasadach stara się rozgrywać Ireneusz Nawrocki. Zamiast chociaż raz zachować się honorowo i odejść, co prawda w niesławie, ale jednak odejść i zniknąć na zawsze z tego środowiska, skompromitowany właściciel spółki żużlowej dalej usilnie stara się przekonać wszystkich do swoich racji. Ostatnio spotkał się w PZM z władzami polskiego żużla prosząc o kolejną szansę, a co za tym idzie wznowienie procesu licencyjnego. A ten przypomnijmy już raz skończył się nieudolnym odwołaniem i odrzuceniem wniosku.
Panowie Bardzik i Nawrocki nie mają ze sobą kontaktu, ale wygląda to trochę tak, jakby trwało zakulisowe przeciągnie liny, przypominające czołówkę znanego programu telewizyjnego, gdzie dwie rodziny (każda w swoją stronę) próbują wyrwać rzepę. - Na tym etapie nie znam statutu pana Nawrockiego i jego spółki. Trudno mi powiedzieć, czy funkcjonuje w klubie, czy będzie istniał w strukturach tego podmiotu. To indywidualna firma i trudno mi ingerować w prywatne ruchy - tłumaczy Bogdan Bardzik.
Prezes sekcji żużlowej musi ostatnio występować w niewdzięcznej roli i nadstawiać karku za nieswoje grzechy. - Nie ukrywam, że zamieszanie, które wynikło trochę się na nas odbiło. Ludzie często mylą spółkę żużlową Speedway S.A z klubem sportowym ZKS Stal Rzeszów. W ich mniemaniu jest to jedno ciało, a tak naprawdę są to dwie odrębne formacje. Musimy to na każdym kroku podkreślać - wyjaśnia miejscowy działacz.
  Lubię
  Nie lubię
6 lat temu
Jeszcze tylko 14 maja tego roku Machowa ożyła mocno. Wtedy to rozegrano pierwsze spotkanie na domowym torze, a właściciel z tej okazji, zaprosił kibiców gratis. Z ciekawości przybyło ich bardzo dużo i… to chyba tyle. Potem nie było już tak kolorowo. Zespół ukończył sezon (jak się okazał jedyny pełny w swej krótkiej historii) na 7. pozycji wśród 11 startujących. Kolejnego, niestety nie dojechał do finiszu. Najpierw Rolnicki miał problem ze skompletowaniem ekipy, można się tylko domyślać powodów. Po czym, ze zmontowaną nieco „na kolanie” drużyną odjechał ledwie trzy spotkania i klub wycofał, pierwotnie mówiąc jedynie o czasowym zawieszeniu. Tu nie zabrakło jednak, jak wspomniałem, dobrych chęci i żużlowej pasji. Tu zdecydowanie zabrakło pokory i zimnej głowy, a także umiejętności porozumienia. Kolejne ze znanych mi przysłów, które przytoczę, brzmi bowiem (to akurat chińskie) „jak nie możesz wroga pokonać, musisz się z nim zaprzyjaźnić”. Tego wyraźnie zabrakło zarówno działaczom Unii jak Piotrowi Rolnickiemu, ze szkodą dla tarnowskiego żużla.
Nie był więc, jak widać, rzeczony pan Ireneusz ani pierwszy ani ostatni, który wie lepiej, a potem kończy przygodę zgodnie z przewidywaniami doświadczonych i rozsądnych fachowców. Żużel to specyficzny obszar sponsoringu. Wciąż próżno szukać w klubach globalnych marek. Jeśli pojawiają się państwowe molochy, to zwykle nie dlatego, że ich działy marketingu i reklamy widzą w tym sens i efekty, ale dlatego, że koleżka obecnego prezesa klubu ma „dojścia” i może „załatwić” kilka „drobnych” w skali molocha, zaś bardzo „grubych” w skali żużlowego teamu. Żużel sponsorują głównie nieliczni pasjonaci, którym udało się „dojść do pieniędzy” i trzymajmy kciuki, by byli prymusami, w nauce żużlowego abecadła, nim narobią nieodwracalnych szkód, bo pęd do rządzenia mają we krwi, podobnie jak przekonanie o własnej wszechwiedzy i nieomylności.

PRZEMYSŁAW SIERAKOWSKI
  Lubię
  Nie lubię
6 lat temu
W obu opisanych wcześniej przypadkach mieliśmy do czynienia z ludźmi, którym żużel był potrzebny do pisania pozytywnego wizerunku osoby, czy firmy. W Machowej było inaczej. W 1991 roku Piotr Rolnicki był pierwszym tytularnym sponsorem, którego nazwisko pojawiło się oficjalnie w nazwie klubu z Tarnowa, występującego wówczas w najwyższej klasie rozgrywkowej. Niestety, po sezonie doszło do konfliktu między władzami klubu a darczyńcą, którego kanwą miał być spór o sposób funkcjonowania drużyny. Rolnicki, skłócony z działaczami Unii, podjął nieskuteczne poszukiwania, czy też negocjacje z innymi klubami w Tarnowie, by wynająć obiekt, zbudować tor i stworzyć konkurencyjny zespół. Mimo fiaska tych rozmów, nie dał za wygraną i stadion z torem, zbudował w rodzinnej Machowej, powołując do życia pierwszy prywatny klub żużlowy w Polsce. Zabrał ze sobą „swoich”, m.in. Pawła Jachyma – okrzykniętego najbardziej utalentowanym juniorem, czy Grzegorza Rempałę z Tarnowa oraz grupkę nieco zaawansowanych wiekowo jeźdźców z całego kraju, wspartych „Kermitem” Doncasterem, Butlerem, Parkerem i „Mietkiem” Shirrą (ci z kolei znani są wcześniej ze startów w Tarnowie). Twór ów nazwał Victoria-Rolnicki od nazwy, przynoszącego ówcześnie spore zyski, warsztatu kowalskiego.
Rolnicki różnił się od opisanych poprzedników. On nie próbował lansować się przez sport. Zapraszany np. do magazynu żużlowego w TVP obok Andrzeja Witkowskiego, zdawał się być w nieco innym świecie niż ten, do którego przywykł na co dzień. Lekko zagubiony, nieco wycofany, zestresowany faktem, że musi wypowiadać się publicznie i na żywo, nie robił dobrego wrażenia, tym bardziej, że swe teorie przedstawiał, oględnie mówiąc, mało przekonująco. Dziadek dzisiejszego juniora GKM-u, w mojej ocenie, miał jak najlepsze intencje, tyle że brakło zimnej oceny sytuacji i realistycznego podejścia do zagadnienia. Mam wrażenie, że Rolnicki porwał się z motyką na słońce, budując stadion za miastem, bez dojazdu dla kibiców, bez odpowiedniego zaplecza i tylko celem udowodnienia adwersarzom, że się nie mylił. Jego Victoria zaczęła nawet obiecująco, wygrywając na inaugurację (29 marca 1992 roku), jako gospodarz na torze w Lublinie (stadion w Machowej dopiero się tworzył ), z rezerwami wrocławskiej Sparty 59:31, mając za liderów rzeczonego „Kermita”, Rachwalika z Częstochowy i Styczyńskiego z Lublina.
  Lubię
  Nie lubię
6 lat temu
Podobnie było kilka sezonów później w Łodzi. 1995 rok i odrodzenie żużla w mieście włókniarek. Scenariusz niemal identyczny, jak wcześniej w Poznaniu. J.A.G Speedway Club (pisany takoż z angielska), miał być prekursorem w zakresie doskonałości zarządzania i zarabiania na utrzymanie, a w przypadku przejściowych problemów, mogącym liczyć na pomoc swego patrona Jakuba Andrzeja G. Mecenas ów miał być, i tak był przez media kreowany, światowcem co się zowie, z kieszeniami wypchanymi kasą, do tego menago Dariusza „Tigera” Michalczewskiego, kumplem Bońka, agentem znanych futbolistów. Zatem pełną gębą, szlachciura! Kłopot w tym, że opowieści o samofinansowaniu klubu wzięły w łeb niemal natychmiast, kabza biznesmena też nie okazała się aż tak wypchana jak sądzono, przynajmniej niekoniecznie dla żużla, a i on sam zaczął być z czasem postrzegany, jako równie wiarygodny partner, co rzeszowski Nawrocki obecnie. Mimo więc gruszek na wierzbie w zapowiedziach, skończyło się nim na dobre zdążyło się rozpędzić. 2 kwietnia 1995 na inaugurację zjechał do Łodzi team z Rybnika i mimo Sama Ermolenki w składzie gospodarzy, objechał miejscowych 47:42, mając w składzie ekipę wychowanków wspartych Czechem, Petrem Vandirkiem.
Pod tym „zagranicznym” szyldem, klub z Łodzi przetrwał i tak sporo, w porównaniu z Poznaniem, bo cztery sezony, które kończył jako zespół środka drugoligowej tabeli. Po cóż więc było odgrażać się, obiecywać, pouczać? Być może jedynie dla reklamy (współcześnie napisałbym PR, też z angielska) i „uwiarygodnienia” właściciela drużyny, co mogło przynieść pożytek dla jego interesów w Polsce? Nie wiem. Wiem jednak, że wartość tych wszystkich filozoficznych przemyśleń, którymi karmił opinię publiczną „przed”, była podobna jak wcześniej w Wielkopolsce.
  Lubię
  Nie lubię
6 lat temu
Dziś sponsor, czy właściciel klubu to chleb powszedni. Nikogo nie dziwi także, że możny filantrop, wykładając ciężkie pieniądze na żużel, chce i ma możliwość decydowania, na co konkretnie środki zostaną przeznaczone. Kiedyś bywało z tym różnie, a początki współczesnego sponsoringu w ciemnych latach schyłku komunizmu, to już zupełnie inna historia. Powiem tylko, że choćby „Polski Niemiec z RFN” Roman Wieczorek, kochając speedway i Wybrzeże, kupował gdańszczanom silniki, kombinezony, czy wręcz kompletne motocykle, w zamian nie otrzymując nic, oprócz szeptanego marketingu, jak to ujął niedawno red. Wojciech Koerber, ponieważ nawet nie było takich możliwości prawnych.
Kto więc był przed Nawrockim? Kilku przynajmniej. W 1991 roku, z wielką pompą zapowiadano medialnie, udział w ligowych rozgrywkach, podobno pierwszego, w pełni profesjonalnego klubu w Polsce. Twór ów zwał się Polonez Poznań, a przedsięwzięcie firmował swoją osobą żużlowy arbiter, śp. Jerzy Kaczmarek. Wszystko miało tam być zawodowe, poukładane, zbilansowane. Generalnie doskonalsze i to znacznie, niż wszędzie indziej. Tyle, że przysłowia mądrością narodów, a jedno z nich powiada „z dużej chmury mały deszcz”. Skończyło się kompromitacją, kilkoma spotkaniami oddanymi walkowerem, dokończeniem sezonu przez zawodników na swój koszt i opowieściami działaczy, że oto Polska nie dorosła jeszcze do profesjonalizmu w sporcie. Cóż, jeśli chciało się z klubu żyć i na nim zarabiać, to pewnie do dziś nie dorosła. Jedyny plus tego epizodu, to rozegrany wówczas na Golęcinie, finał Mistrzostw Świata Par, wygrany przez duński duet Nielsen, Pedersen (rezerwowy Knudsen nie startował), przed tercetem Szwedów i parą… norweską (bez Ryśka Holtańskiego). O występie gospodarzy, przez grzeczność, nie wspomnę. Potem żużel zamilkł w Poznaniu na długich trzynaście lat, do czasu powołania Poznańskiego Stowarzyszenia Żużla. Wniosek? Lepiej nie pouczać i nie chełpić się dokonaniami, nim się owych obiecywanych efektów nie osiągnie.
  Lubię
  Nie lubię
© 2002-2024 Zuzelend.com