Zostań naszym Fanem!
ZALOGUJ SIĘ: 
Polecamy
Łokieć w łokieć (8): Jak żyć?
 10.06.2015 20:48
?Panie Premierze, jak żyć?? ? te słowa stały się sławne, kiedy do ówczesnego premiera Donalda Tuska wypowiedział je ?Pan paprykarz?, czyli producent papryki spod Radomia. Dzisiaj ja żyjąc w mieście, w którym po tylu latach zabrakło ligowego ścigania, również stawiam pytanie ?Jak żyć??.
Odkąd pamiętam w moim życiu przewijał się żużel. Pochodzę z Częstochowy i na żużel zacząłem chodzić w wieku kilku lat. Podczas jednych z najlepszych lat w historii Włókniarza, kiedy klub co roku był w czołówce. Przez te lata zmieniała się i liga i zawodnicy i sam sport zresztą też się zmienił. Przez te wszystkie lata, aż do 2015 roku, co sezon w zazwyczaj co drugą/trzecią niedzielę meldowałem się na Olsztyńskiej, rano po bilety i żeby obejrzeć jak zawodnicy przygotowują się do meczu, a późnym popołudniem lub wieczorem na meczu już ubrany w klubową koszulkę i z biało-zielonym szalikiem na szyi. Nie wiem jak Wy, ale ja zawsze z hmm… jak to określić? Podekscytowaniem? Niecierpliwością? Oczekiwałem na spotkanie, często przed meczem analizując bieg po biegu w meczowym programie.
 
Przez te wszystkie lata Włókniarz przeżywał wzloty i upadki, ale tej ligi nigdy nie brakło w Częstochowie. Po naprawdę „grubych” latach 2003-2009 przyszedł czarny okres w historii klubu. Codziennie bałem się o przyszłość klubu, który na stałe zakorzenił się w moim sercu. Udało się jakoś zbudować skład na ten 2010 roku. Holta, Davidsson, Karlsson, Bridger, Drabik, Szombierski, Słaboń, Woffinden, Miturski i reszta juniorów. Ten skład nie gwarantował utrzymania. Jednak na wysokości zadania stanął wówczas „Szumina” i jakoś tę Ekstraligę, kosztem bydgoskiej Polonii, udało się utrzymać. Później znowu pytania o to czy uda się w ogóle wystartować w lidze. I znowu udało się, co więcej znowu, po dramatycznych barażach ze Startem Gniezno, udało się zostać w Ekstralidze.
 
Wydawało się, że tu nastąpił przełom, w klubie pojawili się nowi ludzie oraz sponsorzy. Sezon 2012 to sukces Włókniarza, finansowy i sportowy. Klub po raz pierwszy od trzech lat skończył sezon bez długów i utrzymał się w Ekstralidze. Wtedy znad Włókniarza miały zniknąć czarne chmury, miało nadejść lepsze jutro. Niestety… Nic bardziej mylnego, klub był fatalnie prowadzony i po dwóch latach narastających z każdym dniem długów został pozbawiony licencji. Z jednej strony cieszyłem się, myślałem, „w sumie dobrze się stało, nareszcie skończy się ta farsa i opluwanie mojego kochanego klubu przez wszystkich dookoła”. Tym bardziej, iż wiedziałem, że mamy w mieście Stowarzyszenie, które już rok wcześniej chciało wystartować w lidze, a poza tym nie jest w żaden sposób powiązane ze Spółką. Byłem więc pewny, że Włókniarz dalej będzie istniał tylko tym razem w najniższej lidze, ale będzie istniał. Mówiąc szczerze, cały czas zastanawiałem się jak ta druga liga wygląda, bo odkąd chodziłem na żużel zawsze w Częstochowie była Ekstraliga, a przez klub przewinęli się tacy zawodnicy jak: Greg Hancock, Nicki Pedersen, Ryan Sullivan, Ś.P. Lee Richardson, Sebastian Ułamek, Rune Holta, Andreas Jonsson, Tai Woffinden, Emil Sajfutdinow, Grzegorz Walasek czy Grigorij Łaguta. Jednym słowem Włókniarz i Ekstraliga to było dla mnie jedno.
 
Wszystko wydawało się być dobrze, Stowarzyszenie zostało dopuszczone do PLŻ 2, zbudowało ciekawy skład. Można było czekać z niecierpliwością na sezon. Tutaj wtrącili się zawodnicy, prezesi innych klubów i inni ludzie, którym start Włókniarza pod inną postacią, lecz istniejącą od 1946 roku (!) był nie po drodze. Ostatecznie po walce klubu nie dopuszczono do rozgrywek. To był dla mnie cios prosto w serce. Nie wyobrażałem sobie tego, zadawałem pytania „Naprawdę nie ma już Włókniarza? Nie ma nas w lidze? Jak to teraz będzie?”. Teraz wiem jak wygląda życie w mieście bez ligi. Ameryki nie odkryję, ale nie podoba mi się. Nie życzę tego żadnemu kibicowi jakiegokolwiek klubu. Zamiast wychodzić w niedzielę na mecz, zasiadam przed telewizorem i „emocjonuję” się rozgrywkami PGE Ekstraligi i Nice PLŻ, które są transmitowane.
 
Blisko jest również Łódź czy Kraków, gdzie można udać się na spotkania. Jednak to nie będzie już to samo. Oglądanie meczów innych drużyn pozbawione jest tego czegoś, tego dla którego warto zdzierać gardło, płakać ze szczęścia i ze smutku. Czegoś przy czym człowiek ma nieustanne palpitacje serca. Fajnie bo klub się stara i organizuje turnieje, aby na tym naszym częstochowskim stadionie coś się działo. I choć Memoriał im. Bronisława Idzikowskiego i Marka Czernego oraz Turniej o Szablę Kmicica nie były nudne, na torze działo się naprawdę wiele jak na taką obsadę czy fakt, że to tylko turnieje towarzyskie. Jednak takie zawody są fajne tylko i wyłącznie pod tym względem, iż człowiek ma możliwość posłuchania ryku silników oraz po prostu zobaczenia ścigania. Niestety większych emocji to nie przynosi.
 
Kilka lat do tyłu nawet przez myśli mi nie przeszło, że mojego Włókniarza może kiedyś zabraknąć, że w te niedziele człowiek nie będzie wychodził na mecze, że zostanę pozbawiony tak pozytywnych emocji. Bo mecz dla każdego kibica jest takim oderwaniem od rzeczywistości. Wszystko dookoła przestaje się liczyć. Liczy się tylko tu i teraz, liczy się drużyna oraz doping. Teraz tego nie ma i to jest straszne. Mam jednak nadzieję, że ten rok przerwy zrobi dobrze Włókniarzowi, a środowisko wyczyści się z ludzi i w sezonie 2016 wrócimy silniejsi i bogatsi o nowe doświadczenia. Teraz pozostaje mi dalej emocjonować się rozgrywkami ligowymi bez Włókniarza oraz dopingować zawodników Włókniarza w różnych imprezach indywidualnych.
Wojciech Sosna (za: inf. własna)
Czy na pewno chcesz usunąć ten komentarz?
TAK NIE
Komentarze (0)
Nie ma komentarzy związanych z tym artykułem. Twoja opinia może być pierwsza.
© 2002-2024 Zuzelend.com