Zostań naszym Fanem!
ZALOGUJ SIĘ: 
Polecamy
Mój pierwszy raz na żużlu - Tomasz Jastrzębski
 15.07.2015 22:45
W ramach cyklu ?Mój pierwszy raz na żużlu? redaktorzy ZUZELEND.com wspominają swój pierwszy świadomy kontakt z czarnym sportem. Dziś swoją debiutancką wizytę na stadionie żużlowym wspomina nasz lubelski wysłannik Tomasz Jastrzębski.
Do sportu ciągnęło mnie zawsze. Za małolata, a szczególnie w gimnazjum lubiłem bywać na meczach piłki ręcznej w hali Globus, koszykówki na MOSiR-ze czy też na trybunach dzielnicowego Sygnału Lublin. Żużel jednak jakoś średnio mnie kręcił, co zaowocowało tym, że po raz pierwszy na zawodach żużlowych byłem… 3 lata temu (sic!). Choć więc w redakcyjnych dyskusjach w stylu „a pamiętasz jak…?” zwykle wnoszę najmniejszy bagaż wspomnień, mam nadzieję, że okażą się one dla Państwa interesujące.
 
Moja pierwsza wyprawa na żużel skończyła się porażką, gdyż… odbiłem się od bramy. Było to 17 czerwca 2012 roku, spotkanie Lubelski Węgiel KMŻ Lublin – GTŻ Grudziądz. Nie pamiętam zbyt dokładnie - wcześniej chyba tego dnia padało. Wiem natomiast i pamiętam jak dziś, że pod stadion przybyłem w zasadzie jedynie po to, by od ludzi zgromadzonych wzdłuż ogrodzenia dowiedzieć się, że spotkanie odwołano. Na wniosek drużyny gości, jeśli mnie pamięć nie myli. To potwierdzałoby hipotezę o deszczu, gdyż w onym czasie Lublin słynął z i tak bardzo przyczepnego toru, który był zmorą wszystkich przyjezdnych ekip.
 
Dlaczego akurat wtedy poszedłem na żużel? Pytanie godne starożytnych, ale odpowiedź banalna: nie wiedziałem, co ze sobą zrobić w niedzielne popołudnie. Do tego jakoś tak się złożyło, że miałem w tamtym czasie w swoim otoczeniu kilka osób, które chodziły na żużel, więc chcąc nie chcąc – jakoś się człowiekowi ten temat o uszy obijał.
 
Ale wróćmy do właściwego debiutu, który nastąpił tydzień po tym wydarzeniu, czyli 24 czerwca 2012. Zdaje się, że wówczas było to już trzecie podejście do tego spotkania. Co zapamiętałem? Zapamiętałem wynik (51:39). Zapamiętałem euforię wywołaną tym rezultatem, która zapanowała pośród ludzi na trybunach po zakończeniu meczu NO-BO-TO-GRUDZIĄDZ. Nie za bardzo rozumiałem na czym polegała donośność tego faktu, ale między tymi słowami zarówno czaiła się radość z pokonania rywala wyższej klasy, a coś w rodzaju mściwej satysfakcji z pokonania tej właśnie, a nie innej drużyny.  Zapamiętałem nawet jedną dość prostą w treści, acz mało przystojną przyśpiewkę, śpiewaną pod adresem drużyny z Grudziądza. Traf chciał, że wbrew jej słowom w 3 lata później GKM do Ekstraligi jednak awansował, czego im zresztą bardzo serdecznie gratuluję. Przepraszam czytelników z Grudziądza za tę skrajnie lubelacką perspektywę wydarzeń, która zaraz nastąpi.
 
W mojej pamięci z tamtego meczu pozostał także rekord toru Jeleniewskiego oraz oburzenie na trybunach, gdy spiker przekazał informację o zdyskwalifikowaniu Dawida Stachyry za nieregulaminowy deflektor. Gdy po meczu doszła jeszcze informacja, że strona rywali postanowiła oprotestować sprzęt „Jelenia”, aromat satysfakcji w smaku zwycięstwa jakby jeszcze się nasilił. Jeżeli chodzi o otoczkę, to już chyba do końca życia nie wyrzucę z głowy hasła „Kask niebieSKI – JelenieSKI” i tego zabawnego akcentowania końcówek przez legendarnego już spikera lubelskiego speedwaya, ś.p. Mariusza Stypułę. Nie jestem także pewien, a nie chcę nakłamać, czy to na tym meczu pojawiła się także ta śmieszna kawaleryjska trąbka, którą odgrywano gdy zawodnicy podjeżdżali pod taśmę i którą zresztą puszczają do dziś, jak sobie przypomną.
 
Z wyścigów zapamiętałem niewiele. Dziki szał na trybunach po każdym wygranym biegu. Zachwyt, że ci nasi w Lublinie to tacy dobrzy, no bo skoro tak innych leją… Idąc na mecz, miałem jeszcze w głowie rok 2007 i wiszące na mieście billboardy RATUJMY LUBELSKI ŻUŻEL - stąd też wyrosło w mojej głowie przekonanie, że chyba z tym lubelskim żużlem nadal nie najlepiej i raczej będzie bitym, niż tym do bicia.  Po meczu pod stadionem i w internecie zaczęto snuć jakieś nieśmiałe wizje, a ja wracałem z ojcem do domu żywo omawiając każdy bieg i wszystko, co tam widzieliśmy, a zajawka w moim sercu płonęła jak trawy na wiosnę. To chyba wszystko, co pamiętam z tamtego wieczoru - który zresztą wspominam jako jeden z fajniejszych w życiu.
 
Tomek Jastrzębski
Tomasz Jastrzębski (za: inf. własna)
Czy na pewno chcesz usunąć ten komentarz?
TAK NIE
Komentarze (0)
Nie ma komentarzy związanych z tym artykułem. Twoja opinia może być pierwsza.
© 2002-2024 Zuzelend.com