- Dwa treningi za mną dopiero. We wtorek dostałem informację, że może będzie jakaś opcja w Pile. Odkurzyłem pajęczyny z kół motocykli, spakowałem busa i pojechałem sobie na trening do Gorzowa. W piątek do Piły na trzy wyjazdy bo deszcz padał i dzisiaj przyjechałem tutaj. Nie wiedziałem czy zrobię jeden, dwa punkty bo bez formy i tylko dwa treningi ale pierwszy bieg fajnie bo szybko, drugi, trzeci i czwarty też, aż do piątego z fajną walką z Oskarem Polisem. Ciasno było do samej mety, a adrenalina nadal trzyma więc czuję się bardzo dobrze.
- Wiktor zdajesz sobie sprawę, że ten jeden mecz ustawia przed Tobą poprzeczkę oczekiwań znacznie wyżej niż jak to było przed dzisiejszym debiutem?
- Ja zawsze stawiam sobie tą poprzeczkę wysoko. Te ostatnie lata może nie były najlepsze w moim wykonaniu. W Ostrowie kilka błędów. W głównej mierze przez gorącą głowę. Brakowało tych punktów, które chciałem robić. Myślałem, że to już koniec mojej kariery nie miałem żadnej drużyny, a mamy połowę maja, no i trzeba do pracy iść, gdyż środki do życia się kończą. Fajnie, że się trafiła taka okazja. Zaprezentowałem się pozytywnie przez co czuje duże wsparcie od kibiców, które mnie niesie. To pierwszy mecz więc mam nadzieję, że następne będą równie pozytywne w moim wykonaniu.
- Jeśli chodzi o sprzęt to czy przed meczem zdążyłeś poczynić jakieś inwestycje w maszyny?
- Szczerze mówiąc sprzedawałem to co miałem najlepsze i zostawiłem sobie takie, którym ufałem, że jak wyjadę to może będzie okey. Te co były wartościowe to posprzedawałem żeby mieć więcej jakiś budżet na zimę. Więc pojechałem tym co miałem od pana Michała Marmuszewskiego z Lublina za co mu bardzo dziękuję bo silniki w zeszłym roku i dzisiaj zasuwają. Problem widocznie był we mnie, w nastawieniu, przeładowaniu emocji. Dzisiaj natomiast był spokój co przełożyło się na atomowe starty i prędkość. Początek był o sekundę lepszy od pozostałych zawodników dlatego co tu dużo mówić jestem zadowolony z dzisiejszego występu. Debiut był fajny - powiedział Wiktor Jasiński