Zostań naszym Fanem!
ZALOGUJ SIĘ: 
vs
Dzisiaj o 18:00
Polecamy
Oskar Bober: Byliśmy lepszą drużyną
 12.04.2022 19:18
Unia Tarnów pokonała w pierwszym meczu sezonu Spec House PSŻ Poznań 46-44, a jednym z najszybszych zawodników tego dnia był Oskar Bober.

Zawodnik nie jest jednak do końca zadowolony, bo nie ustrzegł się błędów – „Najważniejsze, że wygraliśmy i z tego bardzo się cieszymy, bo dwa punkty wędrują na nasze konto. Ze swojego występu jestem zadowolony, chociaż nie tak do końca, bo dysponowałem bardzo dużą szybkością w tym tygodniu. Zabrakło jednak kilku punktów do kompletu, ale w pierwszym starcie to przegrałem na własne życzenie, bo złapałem się na komputer startowy i zostałem na starcie, a w tych warunkach ciężko było cokolwiek zrobić na dystansie. Później musiałem wziąć drugi motocykl, bo ten pierwszy był tak oszprycowany, że ważył chyba z 10 kg więcej. Ten drugi też był jednak dobry. Z kolei w ostatnim biegu trochę się nie zrozumieliśmy z kolegą „Rolnikiem”, ale na szczęście nie wpłynęło to na wynik drużyny. Mamy nad czym pracować, ale tak jak wspomniałem, najważniejsze, że wygraliśmy i ten wynik indywidualny też nie był najgorszy” – powiedział Oskar.

 

Oskar cieszy się z dobrego występu, a poprzedni, nieudany sezon już zostawił za sobą – „O poprzednim sezonie już zapomniałem, bo to był dla mnie bardzo trudny sezon i już nie chcę do tego wracać. Przepracowałem dobrze zimę, zainwestowałem w sprzęt, jestem pozytywnie nastawiony i ogólnie czuję się mocny, bo dysponuję dużą prędkością. Dlatego byłem zdenerwowany po pierwszym wyścigu, bo przegrałem go na własne życzenie, ale tak czasem bywa w sporcie. Jest nad czym pracować, bo do kompletu mi jeszcze trochę zabrakło” – dodał.

 

Mimo dobrze przepracowanych treningów, niekorzystna aura nieco zepsuła przygotowania, ale z motocykli i tak udało się wyciągnąć dobrą prędkość – „Była trochę loteria z ustawieniami, bo nie wiedzieliśmy jak ten tor się zachowa. Co prawda na pierwszych treningach też tor był ciężki, bo nie dość, że dosypano świeżej nawierzchni, to spod spodu jeszcze ciągle wychodziła wilgoć. W tym tygodniu tor był już świetnie przygotowany do jazdy, a tu nagle przyszedł deszcz, niskie temperatury. Trochę przypominał on ten z pierwszych treningów, ale to też nigdy nie jest tak, że tor zachowuje się identycznie jak na treningach. Także czuliśmy się mocni, ale jednocześnie czuliśmy taką niepewność co zrobić, bo udało się fajnie wszystko dopasować i z jednej strony nie chcieliśmy tego ruszać, żeby nie zepsuć, ale z drugiej strony warunki były na tyle inne, że nie wiedzieliśmy czy jak nie ruszymy to czy to zadziała tak jak powinno. Na szczęście wszystko się udało” – wyjaśnił nasz zawodnik.

 

Oskar widzi sporą różnicę w starcie na komputer i sam przyznaje, że w pierwszym starcie zabrakło zimnej krwi – „Na pewno jest spora różnica. Niby dalej ma to trwać do 2,5 sekundy i sędziowie też tak puszczali, ale proszę mi wierzyć, że te 2,5 sekundy pod taśmą to jest bardzo długi czas. Jak ten start jest dłużej przytrzymany to ma się wrażenie, że maszyna się chyba zacięła, a tu taśma idzie. Najlepszy przykład z mojego pierwszego startu, gdzie te nerwy już były na tyle duże, że ręka delikatnie popuściła, więc różnica jest naprawdę duża” – powiedział Oskar.

 

Końcowe zwycięstwo, mimo, że minimalną różnicą punktów, jest dla całej drużyny bardzo budujące – „Tak, nie ważne czy się wygrywa o milę czy o pół centymetra. Wygrana to wygrana. Dwa punkty trafiają do nas i bardzo się z tego cieszymy. Nazwiska nie jeżdżą. Przygotowaliśmy się solidnie i byliśmy lepszą drużyną” – zakończył Oskar Bober.

Beata Burdzy (za: unia.tarnow.pl/)
Czy na pewno chcesz usunąć ten komentarz?
TAK NIE
Komentarze (104)
2 lata temu
W odpowiedzi na komentarz:
I jak słuchałeś o meczu Polonii zgadzałes się z nimi?
Za dużo nie mówili, Ty powiedziałeś, że Zagar zawalił i z tym się zgadzam.Duzo to Sonia mówiła o Miedziaku i Michailow i to rozmyło temat
  Lubię
  Nie lubię
2 lata temu
W odpowiedzi na komentarz:
Ona chyba za bardzo nie kuma jeszcze żużla tak mi się wydaje
Mówię ona jest młodziutka, uczy się jeszcze.Robi zdjęcia z meczów,jakieś małe wywiady ,na Facebooka i instagram wrzuca wiadomości z klubu.
  Lubię
  Nie lubię
2 lata temu
Konto usunięte
W odpowiedzi na komentarz:
Ona chyba za bardzo nie kuma jeszcze żużla tak mi się wydaje
nie wiem czy dobrze uslyszalem, ale powiedziala ze Bjere to dla niej 2 linia ;p
  Lubię
  Nie lubię
2 lata temu
W odpowiedzi na komentarz:
Ona odpowiada za social media,ma chyba 21 lat to jej można wybaczyć te gafy
I jak słuchałeś o meczu Polonii zgadzałes się z nimi?
  Lubię
  Nie lubię
2 lata temu
W odpowiedzi na komentarz:
Wtedy wylecę z pokoju hahaha
To ja zaraz tez zabieram głos.Nienaeidze typa
  Lubię
  Nie lubię
2 lata temu
Konto usunięte
- Motor był na obozie, 24 lutego wybuchła wojna, tego byłem świadomy. Był to czas, gdy byłem na finiszu kompletowania motocykli, jak wiesz zajmuję się również klasykami także kończyłem moje prace i będąc szczerym, nie śledziłem mediów społecznościowych, nie wiedziałem nawet o zgrzytach, zaognieniach pomiędzy zawodnikami. Byłem też przeświadczony, że Grisza, który spędził tyle lat u nas w Europie jest Europejczykiem i nasza współpraca będzie przebiegać tak dobrze jak dotychczas – opowiada Dariusz Sajdak, wówczas będący członkiem teamu Grigorija Łaguty.

Długa podróż razem z zawodnikiem z Warszawy do Daugavpils dała jednak do myślenia polskiemu mechanikowi. - Wsiedliśmy do samochodu i tak naprawdę, jeszcze dobrze nie wyjechaliśmy z miasta, a zaczęliśmy rozmawiać o tym co się dzieje na Ukrainie, że tam jest wojna. Zaznaczyłem, że musimy dokonać korekt w obszyciach motocykli, rzeczach teamu, całym oprzęcie, gdyż na każdej części była flaga rosyjska. Trzeba było to zmienić, już wtedy uważałem, że ta flaga byłaby nie na miejscu. Wyszedłem z propozycją, że kolor biały na fladze zamalujemy na czarno i uratujemy całość projektu, gdyż te barwy będą się komponować w całość. Otrzymałem odpowiedź typową w stylu Griszy, nie, nie ma takiej opcji! Był to dla mnie pierwszy sygnał, że nie jestem w swojej bajce. Oczywiście pokazywałem mu informacje z naszych mediów, co jest mówione, jakie informacje są przekazywane.

- Istotnym elementem podróży była sytuacja z rosyjskim statkiem i atakiem na wyspę Węży - relacjonuje mechanik. - Pokazałem filmik i poprosiłem, aby przetłumaczył. Chciałem wiedzieć czy tłumaczenie w polskich socialach jest zgodne z prawdą. Potwierdził, a co było dużym zaskoczeniem dla mnie, nie miał ani grama charakterystycznego dla siebie luzu i uśmiechu i był to drugi znak, że trudno będzie o znalezienie porozumienia, gdyż momentalnie się usztywnił. Rozmawialiśmy jednak dalej i za każdym razem dochodziło do tego samego momentu, nie sprzeczaliśmy się co prawda, ale konkluzja była taka, że wszystko co u nas jest podawane, to może być propaganda ze strony Europy i pewnie wyreżyserowane przez Hollywood – dodaje nasz rozmówca.

Czarę goryczy u polskiego mechanika przelał pobyt w domu Łaguty w łotewskim Daugavpils i bezpośredni kontakt z rosyjskim punktem widzenia. - W jednym z wywiadów, gdy opowiadałem o pobycie na Łotwie trochę przesadziłem! Precyzując wyraziłem się tam, że wszyscy myślą zgodnie z rosyjskim punktem widzenia. Dostałem później kilka wiadomości z Łotwy i chciałbym to sprostować, część osób łapie się na rosyjską propagandę, ale są też głosy Łotyszy, które są świadomi i myślą podobnie jak my, Europejczycy. Możliwe, że moja wypowiedź zrównała Łotyszy z Rosjanami, a z pewnością nie miałem takiego zamiaru. Trzy dni byłem na Łotwie i słyszałem coraz większe brednie. Emocje we mnie narastały i w końcu ruszyłem do domu, na odchodne powiedziałem jedynie, żeby już więcej Grisza nie opowiadał mi takich rzeczy, bo jak wrócę do Polski i opowiem to, co on mówi, to uznają mnie za wariata. Jadąc do domu i mijając tablicę oznaczającą koniec miejscowości, powiedziałem do mojego współpracownika, że ja już na pewno pracować z tym zawodnikiem nie będę. Telewizja rosyjska robiła swoje, trzeba przyznać propagandę robią doskonałą, doskonale odczułem na własnej skórze, jaką moc mają media i dlaczego mówimy o nich czwarta władza – opowiada Sajdak.

W drodze powrotnej do domu zadzwoniłem do żony – kontynuuje były mechanik Łaguty. - Otrzymałem zrozumienie z jej strony, powiedziała kojące w tamtym momencie słowa: "jeśli uważasz, że to będzie dla ciebie dobre, zrób tak! My sobie damy radę!". Bądź co bądź była to decyzja o rezygnacji z pracy, trzeba wziąć pod uwagę względy ekonomiczne, każdy pracuje po to, aby zarabiać. Później spotkałem się z głosami, że zawsze przecież sobie pracę znajdę. Prędzej czy później rzecz jasna znajdę, ale był taki moment po rozstaniu z Adrianem Gałą, że przez pół roku rozwoziłem gaz i węgiel w jednej z lokalnych firm, korona mi z głowy nie spadała, nie był to dla mnie problem, ale nie była to praca w żużlu, którą niby tak łatwo znaleźć. Drugi telefon był do Jakuba Kępy, poinformowałem go, że niezależnie jak potoczy się sytuacja z Rosjanami, moja współpraca została zakończona z Grigorijem. W trakcie rozmowy zostałem poproszony o chwilę cierpliwości, ale otrzymałem również zapewnienie, że Motor chciałby, abyśmy kontynuowali współpracę - dodaje.

Grigorij próbował ratować relacje ze swoim mechanikiem, przyjmując postawę, jak gdyby nic się nie stało. Skontaktował się z Dariuszem po kilku dniach. Nie potrafił przyjąć do wiadomości, iż wydarzenia na Ukrainie uderzają w każdego człowieka, a współpraca z osobą popierającą zbrodnie popełniane przez Rosjan jest niemożliwa - Będąc już w domu, dostałem wiadomość od Grigorija, ale odpowiedziałem dobitnie, że nastąpił już koniec naszej współpracy. Nie przypuszczał, że możemy się rozstać w taki sposób. Po jego dalszych wypowiedziach, jestem pewien, że zrobiłem dobrze - przyznaje.

W środowisku żużlowym wiadomości rozchodzą się bardzo szybko i wieść o rozstaniu w teamie Grigorija Łaguty obeszła się bez większej ekscytacji - Generalnie spotykam się z zawiścią w środowisku, po rozstaniu z Griszą nikt się do mnie nie odezwał, nie wiem czy ze strachu, czy szacunku? W każdym razie nie spotkałem się z żadnym hejtem, a głosami usłyszanymi z trzeciej ręki, że mam jaja i szacun za takie zachowanie. Reasumując, całe zamieszanie, to nie była trudna decyzja, po prostu stwierdziłem, że w tym momencie nie mogę z nim zostać i pracować razem – kończy Dariusz Sajdak, który długo bez pracy nie został. Znalazł zatrudnienie w teamie młodzieżowca For Nature Solutions Apatora Toruń, Karola Żupińskiego.
  Lubię
  Nie lubię
2 lata temu
W odpowiedzi na komentarz:
Ona odpowiada za social media,ma chyba 21 lat to jej można wybaczyć te gafy
Ona chyba za bardzo nie kuma jeszcze żużla tak mi się wydaje
  Lubię
  Nie lubię
2 lata temu
W odpowiedzi na komentarz:
Majewskiego trzeba tam sciagnac
Wtedy wylecę z pokoju hahaha
  Lubię
  Nie lubię
2 lata temu
W odpowiedzi na komentarz:
Ona odpowiada za social media,ma chyba 21 lat to jej można wybaczyć te gafy
A ok
  Lubię
  Nie lubię
2 lata temu
W odpowiedzi na komentarz:
No i takie powinny być magazyny po kolejkach a nie lelum polelum haha
Majewskiego trzeba tam sciagnac
  Lubię
  Nie lubię
© 2002-2024 Zuzelend.com